Z Dougbayazit udajemy się do Van- miasta w południowo-wschodniej Anatolii. Rejon ten, jak i tereny położone na południe i południowy zachód od Van (wzdłuż granicy z Irakiem i Syrią), to tureckie „wild child”- rejony zamieszkałe w większości przez ludność kurdyjską. Samo Van to dość liberalne miasto, mniej rygorystyczne jeśli chodzi o ubiór czy styl życia mieszkańców. Słynie z kotów, serów, zamku i jeziora.
Kotów niestety nie udało nam się spotkać. Podobno pozostało jedynie kilka/kilkanaście w okolicy. Słyną z tego, że potrafią pływać i..że mają dwukolorowe oczy (jedno i drugie w innym kolorze). Sery: kici peynir (ser owczy) i ottu peynir (grass cheese) były przepyszne!!
dzieci udające przewodników na zamek
Van castle
Jezioro Van to najwieksze i zarazem najgłębsze jezioro w Turcji.
Rybacy z Van lake
w tle Mt Suphan (4053 m)
Z tyłu nasz host kardiochirurg Ahmet
Żegnamy się z naszym hostem i ruszamy dalej. Z wylotówki łapiemy stopa do Bitlis...
Rybacy z Van lake
w tle Mt Suphan (4053 m)
Następnego dnia rano udajemy się z naszym hostem- tureckim kardiochirurgiem- na Mt Nemru (3050m). Jest to miejsce nieaktywnego wulkanu, z kilkoma jeziorami umiejscowionymi w kraterach. Na miejscu nie spotykamy praktycznie ludzi, poza badaczami ryb w Dużym Jeziorze.
p.s. Warm Lake- jedno z jezior, wcale nie jest warm i nawet nie jest ciepłe!
p.s. Warm Lake- jedno z jezior, wcale nie jest warm i nawet nie jest ciepłe!
Z tyłu nasz host kardiochirurg Ahmet
Żegnamy się z naszym hostem i ruszamy dalej. Z wylotówki łapiemy stopa do Bitlis...
No comments:
Post a Comment