Pages

Friday, September 17, 2010

13.07. Salam Alaykom Iran!:)




Przejście graniczne (irańsko-tureckie) w Bazarganie nie wyróżnia się niczym szczególnym. Gdyby nie chusta, którą pośpiesznie zarzuciła mi na głowę sąsiadka z autobusu, ciężko dostrzec jakieś znaczące różnice...za wyjątkiem czegoś w rodzaju „duty free” shopu. Nie znajdziemy tu jednak popularnych w innych częściach „cywilizowanego” świata wyrobów tytoniowych czy- broń Cię Allahu!- alkoholowych. Możemy za to nabyć sztućce, żelazka, sokowirówki czy inne sprzęty niezbędne w irańskim domu;)
Granica granicą, ale jestem w Iranie!!;-)...(radość)

Z Bazarganu ruszam do Maku (pierwszego miasteczka w Iranie). Tego dnia planowałam dotrzeć do Tabrizu, ale szalony kierowca irańskiej taksówki, do której wsiadłam, spóźnił się na odjazd autobusu (pomylił przystanki), ruszył jednak w „pogoń” za autobusem, którego niestety nie dogonił. Po drodze zatrzymał autobus dzieci jadących na kolonię, ale mimo jego starań nie udało się przekonać kierowcy do zabrania dodatkowego pasażera. Warto dodać, że- jak się szybko okazało- kierowca nie rozumiał prawie nic po angielsku, za wyjątkiem kilku słów (mimo, iż za każdym razem dukał „ok”). W końcu udało mi się go przekonać, by zawrócił na przystanek autobusowy. Kierowca zażądał jednak opłaty. Na dodatek wtórowało mu kilku lokalnych mężczyzn z okolic dworca autobusowego...
I pojawia się dylemat- zapłacić człowiekowi, który niemalże mnie porwał (bo przecież mówiłam mu: stop, stop!)..co prawda stracił trochę benzyny..ale taksówka opłacona była wcześniej z góry do dworca (i tak z nadwyżką)...już pierwszego dnia dać się oszukać..(bo ewidentnie żądał sumę pieniędzy równą kilku kursom) czy jednak nie być typowym turystą...
Mimo zmęczenia zwyciężyło druga opcja. I chyba dobrze się stało, bo widząc to kilku miejscowych mężczyzn pokiwało znacząco głowami (uff).
Autobusu jednak o tej porze już nie było. Pierwszy transport odjeżdżał dopiero następnego dnia z rana. Postanowiłam skorzystać z oferowanej mi gościny u Aminy- nauczycielki angielskiego z Maku, którą poznałam w autobusie z Dougbayazit do Bazarganu.



No comments:

Post a Comment