Z Rasztu docieram do Ardabilu (miasta na północy Iranu, zwanego irańskim biegunem zimna), gdzie mam się spotkać ponownie z Hamidem i Elham- rodzeństwem z Kaszanu. Ruszamy razem na Mt Sabalan:)
Pierwszym punktem jest Shabil. Znajdują się tu mineralne źródła, kilka sklepików, można też wynająć lokalnego jeepa, żeby dotrzeć do głównej bazy. Tak też robimy- jest popołudnie, a chcemy wspinać się z samego rana następnego dnia.
tłok na dole- Shabil
i piknikujące rodzony
Po dotarciu do bazy (3500m).
Dzień, w którym zamierzamy dotrzeć na Mt Sabalan, to czas zbliżającego się Ramadanu. Podczas świętego dla muzułmanów miesiąca wspinaczka jest niewskazana (poszczenie od świtu do zmierzchu, włącznie z napojami). Jest to więc otatni czas na dotarcie na szczyt w okresie letnio-jesiennym. Nie spodziewałam się jednak, że Irańczycy (także sporo Turków- Azerów) tak kochają góry!
W bazie spędzamy wieczór pod namiotem (jest naprawdę zimno). Mt Sabalan (północno-zachodnią stronę) osiąga się w ciągu jednego dnia. Budzimy się więc o 4.30, żeby wyruszyć na szczyt. Budzą się też Irańczycy. Ruszamy.
;)
W bazie spędzamy wieczór pod namiotem (jest naprawdę zimno). Mt Sabalan (północno-zachodnią stronę) osiąga się w ciągu jednego dnia. Budzimy się więc o 4.30, żeby wyruszyć na szczyt. Budzą się też Irańczycy. Ruszamy.
Na szczyt docieramy po kilku godzinach- zmęczeni (wysokość robi swoje) ale szczęśliwi!!! To chyba mój pierwszy zdobyty 4-tysięcznik (chyba, bo byłam juz na większych wysokościach-ponad, ale nie wspinałam się na konkretne szczyty). Ponad 4000 to niby niewiele, ale ciesze się, że się udało;)!
;)
Na szczycie znajduje się też powulkaniczne jezioro (Sabalan summit lake).
Sabalan summit lake
;)
Sabalan summit lake
Do bazy wracamy późnym popołudniem. Wspinaczka jest tu chyba dość popularna. Można bowiem zakupić „dyplom zdobycia szczytu”! Siedze w miejscowej kawiarence z Elham i trochę się śmieje z tego wynalazku. Właściciel postanawia mi jednak wręczyć dyplom za darmo...;))
;)
No comments:
Post a Comment